sobota, 14 maja 2016
Czasem po prostu wystarczy się postarać
W wirze codzienności nie mamy czasu na telefony, spotkania, czasem nawet drobne gesty. Wmówili nam, że musimy liczyć tylko na siebie i patrzeć na swój interes.
Nie wiem, czy trwałość związków kiedyś była uwarunkowana tym, że trudniej było wziąć rozwód, choć niestety wiem, że wzięcie rozwodu w tych czasach do najprostszych rzeczy nie należy. Nie kwestionuję tego, że rozwody są potrzebne, czasem po prostu jest tak, że niektóre związki są toksyczne, albo ludzie po prostu nie są ze sobą szczęśliwi. Myślę jednak, że tu nie chodzi nawet o same małżeństwa, chodzi mi też o zwykłe związki, niesformalizowane, a także o przyjaźnie. Wszystko jest bardziej ulotne, ludziom mniej zależy? Częściej słyszymy "TRUDNO" niż "MUSZĘ O TO ZAWALCZYĆ".
Co rusz spotykam fanów "Małego Księcia", ale mam wrażenie, że oni też zapomnieli, że trzeba być odpowiedzialnym za to, co się oswoiło.
Brakuje nam czasu na zwykły telefon, spotkanie na szybką kawę, skupiamy się tylko na sobie. Bliskim nie mówimy miłych rzeczy, skupiamy się na negatywach, wytykamy błędy, bo "przecież przyjaciel to osoba, która potrafi powiedzieć wszystko wprost, nawet złe rzeczy" - szkoda jednak, że większość pamięta tylko o złych rzeczach. Może to trywialne, ale porównanie, że kiedyś rzeczy się naprawiało, a nie wyrzucało i kupowało nowe - mocno oddaje ten problem.
Ok, życie nie kończy się na Kasi z IIb, która nas opluła i obraziłyśmy się na nią na śmierć i życie, mimo że od 3 roku życia byłyśmy nierozłączne. Nie kończy się też na Maćku, który zatańczył na szkolnej dyskotece do wolnej piosenki z inną dziewczyną. Ale warto walczyć o relacje. Warto czasem przeprosić, warto wyciągnąć rękę, mimo że nie zawsze wina leży głównie po naszej stronie. Warto przymknąć oko na niektóre wady. Na to, że ktoś zawsze spóźnia się 5 minut albo że wiesza rolkę papieru w toalecie nie w tę stronę, co wy.
Ludzie są coś warci, nie jesteśmy z natury samotnikami, nie dziwmy się, że w końcu telefon milczy i nie dostajemy żadnych zaproszeń na imprezy i spotkania, jeśli to my sami nie jesteśmy w stanie czasem się zainteresować drugim człowiekiem albo, co gorsza, jesteśmy tak dumni, że nie możemy przegadać problemu, czasem bardzo błahego, tylko bez słowa zrywamy kontakt.
Pamiętajcie, przy takim zachowaniu na samym końcu jest samotność, nie chodzi o samotność fizyczną, mam na myśli tę w środku, której chwilowe i płytkie relacje nie zakleją.
wtorek, 3 maja 2016
NIE JESTEM PATRIOTKĄ
Od jakiegoś czasu widzę zwiększone zainteresowanie grupami narodowo-radykalnymi, osobiście się tego boję. Nie, nie jestem innej narodowości, nic nie wiem na tego tego czy mam żydowskie korzenie, nie mam czarnoskórego chłopaka, ani nie adoptowałam dziecka z Chin. Nawet lesbijką nie jestem. Po prostu mam odmienne poglądy.
Mam liberalne poglądy, najważniejszym prawem ludzi jest wolność, prawo do bycia innym i podejmowanie samodzielnych decyzji. Przeraża mnie to, że inność aż tak jest atakowana. Nie chcę generalizować, więc nie będę mówić o konkretnych grupach, mam po prostu na myśli ludzi, którzy są ksenofobami, rasistami czy po prostu nie akceptują inności - niestety w dość agresywny sposób. Są ludzie, którzy doświadczyli złego od obcokrajowców, są ludzie, którzy wynieśli takie przekonania z domu i środowiska, i są ludzie, którzy po prostu ze strachu i głupoty, z założenia, nienawidzą inności.
A ja? Urodzona w Warszawie, na Powiślu, prawie 24 lata temu. Czuję, że to moje miasto, ale nie czuję się patriotką. Mój dziadek walczył w Powstaniu Warszawskim, moja babcia była dowódcą pułku kobiet. Walczyli za kraj, jestem z nich dumna, ale głównie z ich odwagi. Gdybym ja musiała walczyć walczyłabym za wolność, nie za kraj. Poszłabym w pierwszym szeregu, ale mam wrażenie, że przyświecałby mi zupełnie inny cel, niż większości. Jestem wdzięczna za odzyskanie Niepodległości, za to, że Polska jest WOLNYM krajem (póki co).
Chcę móc żyć gdziekolwiek będę chciała. Czy to w Australii, Kenii czy w Anglii. Uważam, że im bardziej moja wolność jest zagrożona tym bardziej mam prawo znaleźć inne miejsce do życia.
Każdy ma prawo żyć po swojemu i gdzie chce, nie narzucając oczywiście swoich poglądów innym, i oczywiście z szacunkiem do innych ludzi, bez agresji. Każdy ma prawo przed brakiem wolności i agresją uciekać i szukać (s)pokoju.
W związku z "dobrą zmianą" i radykalizacją odczuwam obieranie mi wolności, i atak ze względu na moje poglądy.
Jestem niewierząca, ale kieruję się w życiu zasadą "miłości do bliźnich". Świat byłby piękny gdyby ludzie choćby wzajemnie się przynajmniej szanowali i nie chcieli decydować za innych.
Nauczcie się decydować za samych siebie, i innym też dajcie tę możliwość.
czwartek, 21 kwietnia 2016
Każdy z nas jest na coś uczulony
Kluczem do szczęścia jest rozmowa, chyba, że jesteś całkowitym zjebem i nie jesteś po prostu w stanie funkcjonować wśród ludzi.
Ludzie ze sobą nie rozmawiają, ludzie wymieniają między sobą zdawkowe wypowiedzi. Niestety nie tylko werbalizowanie problemów jest rozwiązaniem, trzeba też umieć przyjmować krytykę i nie reagować agresją no to, że ktoś coś próbuje nam wytłumaczyć czy też opowiedzieć swój punkt widzenia. Trzeba pamiętać, że każdy ma swój punkt siedzenia. I zazwyczaj w tym co człowiek mówi jest trochę racji. W każdym sporze dwie strony mają jakieś racje, trzeba tylko wszystko zracjonalizować i przegadać. Są różne przypadki ludzi, są ludzie, którzy wolą przeczytać co robią źle, inni wysłuchać, inni też czasem potrzebują osoby trzeciej, która im kilka rzeczy wytłumaczy, ale najważniejsze jest to, żeby nigdy nie formułować wypowiedzi w ten sposób: "Jesteś chujowy...", "Każdy inny by zrobił to lepiej", "Właśnie taka jesteś..." czy "Boże, jak ja w ogóle z Tobą wytrzymuję". Jeśli mówimy, że ktoś robi coś nie tak, to mimo wszystko robi to nie tak z naszej perspektywy, więc fajnie jest formułować pretensje od "Jest mi źle, gdy robisz tak...", "Byłoby mi miło gdybyś..." albo "Zależy mi na tym, żebyś...".
Każdy z nas na coś jest uczulony, nie mówię tu o orzeszkach, pomidorach czy pyłkach, mam na myśli pewne zachowania. Ja nienawidzę, gdy ktoś rozłącza się w trakcie rozmowy, nie patrzy na mnie jak ze mną rozmawia, zwłaszcza na poważne tematy i zdecydowanie nie lubię dwóch słów: ZOBACZYMY i KIEDYŚ. To nie jest dużo, ale jeśli nie powiem o tym bliskim nie będą świadomi tego, że takie zachowania wyprowadzają mnie całkowicie z równowagi - doprowadzają wręcz do białej gorączki - wtedy po prostu mogę siąść i zacząć płakać.
Jedna z najbliższych mi osób ostatnio powiedziała mi, że najbardziej denerwuje ją to jak przewracam oczami w trakcie sporów, wtedy te spory się jeszcze bardziej zaostrzają i wpadamy w błędne koło. Niestety do tego doszliśmy dopiero po 2 tygodniach ciągłych kłótni. A teraz? O ile łatwiej się nie kłócić i godzić. Życie od razu staje się piękniejsze.
Pamiętajcie, że są rzeczy, na które warto przymknąć oko, bo jeśli jesteś szczupła to co Cię obchodzi, że suszarka na pranie stoi w ciasnym przedpokoju zamiast w pokoju, przecież się mieścisz. A wszystko przez teorię o trujących substancjach wydobywających się z prania w trakcie suszenia. Nie ma o co robić dramatu. Mimo wszystko mówcie o tym co wam nie pasuje, starajcie się też słuchać co według waszych bliskich wy robicie źle.
Jeśli zależy wam na jakichkolwiek relacjach to otwórzcie się na drugiego człowieka.
Nikt z nas nie jest ani idealny, ani tak mądry, żeby domyślić się pretensji, oczekiwań czy sposobu patrzenia na świat drugiego człowieka.
wtorek, 22 marca 2016
nie bądźcie dupkami, nawet jeśli mielibyście stracić zęby
Kilka dni temu wracając z pracy poszłam na zakupy. Nieważne po co i nieważne gdzie. Będąc pod sklepem i chcąc do niego wejść natrafiłam na przeszkodę w postaci człowieka, który leżał idealnie w wejściu, i żeby wejść trzeba było zrobić nad nim duży krok. Już na pierwszy rzut oka widać było, że nie jest to najtrzeźwiejszy człowiek świata, ale nadal człowiek. Moja reakcja była natychmiastowa - weszłam do sklepu i zapytałam czy ktoś dzwonił na Straż Miejską albo Policję, bo biorąc pod uwagę pogodę i temperaturę bliską zeru życie tego człowieka mogłoby się zakończyć albo ulec sporemu uszkodzeniu. Podeszłam do ochroniarza, który na moje pytanie czy dzwonił po pomoc zaatakował mnie - że to nie moja sprawa, żebym się odczepiła, więc jako typ społeczniaka wróciłam do delikwenta na zewnątrz i wtedy usłyszałam zdanie "ochroniarz mnie uderzył"... Więc wyciągnęłam telefon chcąc zadzwonić i wtedy usłyszałam od ochroniarza, że co ja kombinuję i że jak chcę to mogę sobie tego człowieka wziąć do domu. Koniec końców zadzwoniłam na Straż, dodatkowo zaczerpując informacji na temat tego, że ochroniarz wypchnął tego starszego człowieka i później go uderzył przed sklepem. Po pięciu minutach przyjechał radiowóz, niestety delikwent zdążył się pozbierać i zniknąć za winklem. Przeprosiłam strażników za niepotrzebną fatygę - całe szczęście byli wyrozumiali i powiedzieli, żebym nie zniechęcała się taką sytuacją i w dalszym ciągu reagowała widząc takie sytuacje.
Przerażające jest to, że w przeciągu 15 minut kiedy tam byłam, a myślę, że ten człowiek już chwilę leżał pod sklepem zanim się tam znalazłam nikt nie zadzwonił po pomoc, a postawa ochroniarza, który okazał się zwykłym kutasem i zaatakował mnie i zaczął straszyć w momencie kiedy chciałam pomóc jest tragiczna. Ludzie, leczmy się ze znieczulicy i z bycia dupkami.
Rozumiem, przyszedł pijany człowiek, chciał kupić alkohol i mu nie sprzedali, więc zaczął się kłócić, ale nic nie uprawnia ochrony do tego, żeby go bić. Nawet jakby chciał coś ukraść, a nie chciał.
Zresztą jakieś pół roku temu jechałam autobusem i starsza pani, która jest mi znana z żebrania na ulicach Warszawy pod pretekstem cukrzycy czy jaskry, myślę, że zamiennie z innymi chorobami zaczęła krzyczeć na młodą dziewczynę - rozumiem, w społecznym myśleniu każdy zakładał, że na pewno młoda osoba źle się zachowała i wina leżała po jej stronie, ale gdyby wszyscy nie odwracali głów tylko chcieli posłuchać wywodu staruszki to wiedzieliby jak sytuacja wygląda. Znając temperament tej kobiety mimo wszystko zareagowałam, powiedziałam, żeby się uspokoiła i po prostu przepuściła dziewczynę - w odwecie usłyszałam, że jestem "kurwą i na pewno głosowałam na PO".
No cóż, kiedyś wrócę do domu bez zębów, ale nie zgodzę się na takie traktowanie ludzi.
REAGUJCIE
niedziela, 20 marca 2016
ZOSTAWCIE PSY W SPOKOJU! 5 ZASAD POSIADANIA NORMALNEGO PSA
Więcej informacji o mnie i moim psie TUTAJ
środa, 18 czerwca 2014
Żeby nie było nudno w czasie podróży, kilka gier na telefon
sobota, 7 czerwca 2014
Każdemu potrzebny czasem jest OFF
Raz na jakiś czas każdy żyjący na wysokich obrotach człowiek potrzebuje wyłączenia swoich obrotów. Czy to wstanie z łóżka o godzinie 16, i siedzenie cały dzień w piżamie. Czy też poświęcenie każdej minuty na oglądanie seriali i nadrabianie zaległości. Niektórych zadowoli książka czy też długi spacer z psem. Bez żadnych większych presji i obowiązków. Często ludzie robią OFF tylko wtedy jak są chorzy. Ale co to wtedy za odpoczynek. Jeszcze gorzej jest jak nie umieją zwolnić trybu nawet przy napierdalającym gardle i gorączce 40 stopni. Trzeba co jakiś czas robić dzień samego siebie. Kupić głupią gazetę, zrobić długą odprężającą kąpiel, wyłączyć telefon i nie odpalać facebooka. W tych czasach to dość trudne, ale polecam się tego nauczyć z troski o własne zdrowie psychiczne.
sobota, 24 maja 2014
idealna
Bardzo często jak idę ulicą ludzie na mnie patrzą, wręcz lustrują z góry na dół. Dla mnie jest to dość problematyczne, bo wiem, że spowodowane jest to tym, że wyglądam inaczej - inaczej, które nie jest zależne ode mnie. Zdecydowanie jestem bardziej szczupła niż większość ludzi, niektórzy sugerują mi, że mam problemy z odżywianiem, ale nie, ja po prostu taka jestem. Raczej jem wszystko co chcę, fast foody, nieregularnie, w nocy, czyli łamie wszystkie zasady fit wyglądu a i tak nic się nie zmienia. Nie należę do grupy ludzi "AAAAAAA, NIEDŁUGO WAKACJE, TRZEBA SIĘ ZACZĄĆ ODCHUDZAĆ". Od zawsze nie musiałam zwracać uwagi na to co jem, ile jem, kiedy jem, czy muszę spalać kalorie. Często słyszę od innych dziewczyn "ja chcę wyglądać tak jak Ty" i dość często podejmują one kroki, które do tego prowadzą. Ja wiem, że część dziewczyn mi zazdrości tego, że nie muszę się ograniczać, nie muszę się zastanawiać czy tu czy tam przybędzie mi trochę kilogramów. Tylko nie jestem w stanie pojąć dlaczego ludzie koniecznie chcą wyglądać tak jak jest to promowane w mediach. Może inaczej się do tego ustosunkowuje, bo nigdy nie miałam ze zbyt wysoką wagą problemów, raczej na odwrót. Media wykreowały idealną sylwetkę - szczupła + duże piersi. No cóż, ja przy mojej budowie nie mogę niestety narzekać na zbyt duże walory naturalne. I wątpię, żebym kiedykolwiek na to mogła narzekać. Dlatego też jest mi ciężko zrozumieć dziewczyny, które koniecznie chcą wyglądać jak te z rokładówek Playboya. Ja dostałam od natury to, że jestem szczupła, dużych piersi w komplecie nie dostałam. I wiecie co? Nie narzekam. Zaakceptowałam taki a nie inny stan rzeczy. Jak byłam młodsza zastanawiałam się dlaczego nie mogę być "IDEALNA". Z perspektywy czasu wiem, że bycie idealnym to stan własnego postrzegania samego siebie. Pewnie każdy z nas ma coś co mógłby w sobie zmienić, tylko problemem jest kiedy to rzeczywiście zmienia i dąży tylko do tego, świadczy to o całkowitej nie akceptacji samego siebie. Ja doszłam do momentu, że zaakceptowałam to, że wyglądam tak jak wyglądam. Znam swoje mocne i słabe strony, i staram się zazwyczaj skupiać na tych zdecydowanie silniejszych.
wtorek, 13 maja 2014
Komu w drogę temu... ja. LONDYN 2014.
Kurs funta: 5,13. Każdy kto wybiera się do Londynu zakłada z góry, że musi mieć odłożone grube miliony, żeby zobaczyć to miasto i coś ciekawego w nim zrobić. Zdecydowanie błędne założenie.
Wyjazd do Londynu planowałam od.. końca 2013? Nie do końca pamiętam. Bilety kupiłam miesiąc przed wyjazdem. Podejrzewam, że gdybym wcześniej zaczęła szukać znalazłabym taniej. No cóż, tak się płaci za odkładanie wszystkiego na później. Postaram się odciąć od rzeczy, które były tylko i wyłącznie moimi zachciankami i niekoniecznymi wydatkami.
Wyjazd miał się odbyć jak najmniejszym kosztem, więc wybrałam Ryanair'a. Zastanawiałam się nad Wizzair'em, ale bilety były droższe, bagaż podręczny niepłatny mniejszy. Więc mimo tego, że trzeba było jeszcze zapłacić za podróż ze Stansted to w ogólnym rozliczeniu wyszło taniej. Problemem jest to, że Ryanair lata z Modlina, Wizzair z Chopina, no cóż. Nie można mieć wszystkiego.
Bilety kosztowały razem z jednym 15 kg bagażem dodatkowym (na dwie osoby) 271 zł. Warto szukać bezpośrednio na stronach przewoźników, bo strony wyszukujące tanie loty doliczają pewną kwotę dla siebie.
My po przylocie musieliśmy się dostać do Milton Keynes, więc wpadł koszt 10 funtów (polecam i w sumie to chyba jedyny taki przewoźnik w Londynie - National Express. Nie trzeba kupować biletów wcześniej, ceny się nie zmieniają zazwyczaj, a automaty do tych biletów są w każdym miejscu, w którego te autobusy ruszają) co w rozliczeniu na PLN daje dokładnie 51,3.
Jako, że przezorna zawsze ubezpieczona sprawdziłam połączenia z Milton Keynes do Londynu, normalna cena to średnio 13 funtów, ale dzięki stronie http://www.thetrainline.com/ znalazłam bilety za 5 funtów, oczywiście w jedną stronę, więc dziennie na podróż z Milton do Londynu 10 funtów. Jako, że spędziliśmy w Londynie pełne 3 dni, więc wyszło 30 funtów w trakcie całego wyjazdu. Co daje 153.90 zł.
Jako, że Londyn ma te wspaniałą rzecz jaką są darmowe muzea, więc za zwiedzanie nie płaciliśmy. W każdym muzeum natomiast przy wejściu na ekspozycje są wystawione duże "skarbonki", żeby je wesprzeć. Powiem, że z większą ochotą wrzuca się te 5 funtów dotacji niż miałoby się płacić za wejście. Więc jeśli jesteście hojni to doliczcie jeszcze 10 funtów na rzecz dotacji (akurat my w ciągu tych dwóch dni zwiedziliśmy dokładniej dwa muzea, Muzeum Brytyjskie i Muzeum Nauki), ale ja wrzuciłam tylko w drugim, więc w moim rozliczeniu doliczam tylko 5 funtów. (25.65 PLN)
Każdy normalny człowiek musi czasem coś zjeść, więc doliczam trzy obiady, a nie zawsze trzeba jadać w najdroższych restauracjach, więc obiad w Burger Kingu wychodzi za około 5 funtów. Raz skusiliśmy się na klasyczne Fish&Chips, trochę kiepsko wybraliśmy, bo praktycznie vis'a'vis British Museum, więc zapłaciliśmy około 13 funtów od głowy. Ale wiem, że można zjeść F&C w granicach 5-6 funtów. Nie wiem czy będzie tak dobre jak to co my jedliśmy, ale jednak. Ale w sumie za obiady w Londynie zapłaciliśmy łącznie około 125 zł.
Każdy normalny człowiek też musi się napić czasem kawy, najlepiej dwie w ciągu dnia plus herbata, więc w Starbucks każde z nas wydawało średnio 5 funtów dziennie. (Koszt małego latte to około 2 funtów, ale ja jestem raczej fanką kawy przelewowej, więc zaledwie 1,55). Więc jak dla mnie to koszt w granicy 20 zł dziennie. (Oczywiście razy trzy = 60).
Zapomniałabym o jednej z najważniejszych rzeczy - bilety na autobusy i metro. Mnie to trapiło bardzo mocno, bo można kupować bilety dzienne, można kupić bilety 3 dniowe, ale my wybraliśmy Oyster Card, koszt karty 5 funtów (zwrotne przy oddaniu karty) i kupiliśmy od razu na nią bilet 7 dniowy, przy którym nie było już problemu z Off-peak przejazdami, nie mieliśmy żadnych ograniczeń godzinowych, ilości przejazdów, a kartę mieliśmy ważną na stresy 1-3. I gwarantuję, że w czasie tego wyjazdu nie wiem czy nawet daliśmy radę przekroczyć granicę stref 1/2. Koszt takiej karty to 39 funtów. Przy rozliczeniu na doładowywanie karty pieniędzmi, czy kupowania biletów na krótsze terminy mimo, że łącznie korzystaliśmy z kart 3,5 dnia to zdecydowanie bardziej się to opłaciło mimo, że karta była ważna nawet wtedy jak już wylądowaliśmy w Warszawie. (koszt 200 zł)
Jak każdy turysta coś musieliśmy przywieźć, więc kilka kartek pocztowych, jakiś breloczek, czy puszki w kształcie budki telefonicznej, autobusu i skrzynki na listy z herbatą no i oczywiście Magic Stars (cś, wiem, że można kupić w Polsce, w Tesco, ale mimo wszystko) to łącznie koszt 15 funtów. (76 zł)
Ostatnim naszym wydatkiem był bilet na autobus z Victoria Station na Stansted - 10 funtów (51.3).
Więc podsumowując cały wyjazd każde z nas wydało 1013.85. Jest to policzone co do grosza, ale mimo wszystko to kwota +/-.
Nie wliczam już w to moich zapasów słodyczy jakie zrobiłam, bo przecież Cadbury w Polsce nie występuje, tak samo jak czekolady Willy Wonka i w Polsce nie dostaniesz w normalnych cenach słodyczy ze Stanów, a w Anglii owszem. No cóż, to akurat całkowicie były moje zachcianki, ale mimo 80 funtów wydanych na słodycze i takie rzeczy na przykład jak mleko Mars czy zakupy w Primark nie zbankrutowałam na tym wyjeździe (całkowicie).
Więc wystarczy Ci zaledwie 1000 zł, żeby zobaczyć:
King's Cross
British Museum
Tower of London
Tower Bridge
Katedrę Św. Pawła
Muzeum Nauki
Green Park
St. James Park
Buckingham Palace
London Eye i Tamizę
Big Ben'a
Pałac Westminsterski
Camden Town
Oxford Street
Hyde Park
Zjeść klasyczne Fish&Chips
Dać radę porównać wszystkie Fast Foody, które mamy w Polsce. (czyt. McDonalds, KFC i Burger King)
Sprawdzić czy na pewno kawa w Starbucks jest taka sama jak u nas.
Jako, że ograniczaliśmy wydatki to nie poszliśmy na London Eye czy do Muzeum Madam Tussaud, ale rada ode mnie, taniej kupić bilety przez internet, drugim plusem jest to, że nie trzeba czekać kilku godzin w kolejce. (My wcześniej o tym nie pomyśleliśmy i nawet gdybyśmy chcieli to nie mieliśmy czasu na czekanie).
I kilka zdjęć:
Londyńskie metro <3
hala British Museum, która cały czas się fascynuję
Katedra Św. Pawła
Tower od London
Oxford Street
Magia Camden Town i jego specyficzność *.*
KFC - jak przystało na prawdziwą polkę chciałam porównać i niestety angielskie KFC do naszego się nie umywa, za to McDonalds jest w Anglii lepszy, Burger King natomiast porównywalny
Brytyjska, Królewska poczta
Moje zachcianki
Koniec podróży i urlopu, zabytkowa Victoria
czwartek, 8 maja 2014
"A JA JAKO POWSTANIEC UŻYWAŁEM KAMERY A NIE KARABINU"
Ludzie, którzy postępują inaczej niż nam się wydaje, że powinni są zazwyczaj szykanowani. Takie samo podejście do grupy filmowej w czasie powstania mieli ludzie walczący na pierwszej linii frontu, ale teraz, z perspektywy czasu, ludzie szanują i uznają członków grupy filmowej za ludzi, którzy tak samo walczyli jak inni, tyle że o pamięć.
Kiedy dowiedziałam się, że mam możliwość zobaczenia tego filmu wcześniej weszłam na Filmweb, obejrzałam trailer i szczerze powiedziawszy byłam zdezorientowana, bo kolorowe fragmenty filmów z czasów powstania trochę zaburzyły percepcje, nie do końca czułam, że są autentyczne. Miałam wrażenie, że są dogrywane i inscenizowane, ale jak usiadłam w amfiteatrze i najpierw wysłuchałam jednego z powstańców, który został na tych taśmach, z których powstał film, rozpoznany zobaczyłam, że tak naprawdę ta historia, sprzed 70 lat wcale nie jest tak daleko od nas, dość młodych ludzi, więc chyba nie należy jeszcze zamieniać tego w całkowicie historyczne wydarzenie.
Film zrobił na mnie duże wrażenie, byłam zaskoczona formą, bo mimo całkowicie różnych fragmentów Jan Komasa daje radę stworzyć fabułę, co powoduje, że nie oglądamy czysto dokumentalnego filmu, i ten film nas nie nudzi. Mimo wszystko, wcześniejsze filmy, które jakkolwiek nawiązywały do Powstania skupiały się całkowicie na walce, ten nie ma momentów kulminacyjnych, przewrotnych, film ten pokazuje życie Powstańców, część konfrontacji z wrogiem, pokazuje też jak stopniowo Warszawa zamienia się w ruinę. Trudno jest zlokalizować miejsca, w których jest to filmowane, bo przecież niektóre już w ogóle nie istnieją, ale jest kilka charakterystycznych miejsc, które pozwalają na przeniesienie się w dokładne miejsce w wyobraźni.
Film powstał w idealnym momencie, w momencie kiedy jeszcze część powstańców żyje, jest to już niewielka część, ale jednak. Widzimy tych ludzi obok siebie, widzimy tych ludzi na ekranie, jak wtedy żyją, walczą, próbują przeżyć. Szanuję ludzi, którzy byli zaangażowani w ten film i włożyli w niego tyle pracy, bo film powstawał przez prawie 3 lata i wydaje mi się, że to nie była praca lekka, bo młodsze pokolenia będą chociaż trochę mogły poznać to co się działo w stolicy, ja jeszcze miałam możliwość porozmawiania z ludźmi, którzy przeżyli wojnę, Powstanie Warszawskie, znam to z opowiadań naocznych świadków czy też ludzi, którzy wtedy walczyli za kraj.
Każdy powinien zobaczyć ten film, zwłaszcza jeśli ktoś jest mieszańcem Warszawy i nie jest całkowitym ignorantem..