środa, 26 marca 2014

Mała przerwa w zwiedzaniu

Króciutka chwila wytchnienia, po dniu pełnym wrażeń. Jestem po raz drugi zachłystnięta tym krajem i miastem, choć trochę mnie rozczarowało w porównaniu z pierwszą wizytą.
Aż mam ochotę oglądać filmy tylko z Wielkiej Brytanii, z tym cudownym akcentem i humorem.

Na dzisiaj tylko kilka słów. Jak wrócę to skupię się i napiszę zdecydowanie więcej.

Ja skupiam się na zwiedzaniu i maksymalnym wykorzystywaniu czasu, za kilka dni będę tu znów.

Pozdrawiam, Niekończąca

poniedziałek, 24 marca 2014

Na kilka chwil przed wyjazdem

Jako, że do odlotu zostało zaledwie 10 godzin, a ja mimo, że przygotowana dalej zestresowana, myślę, że stres mnie opuści dopiero jak siądę w samolocie na swoim miejscu.

Już czuję londyński klimat, ten tłum ludzi niezależnie od godziny, Starbucks na każdym rogu, mnóstwo muzeów do zwiedzania i mnóstwo rzeczy do podziwiania. Mimo stresu nadal się cieszę tym wyjazdem.
Nie będzie mnie tu kilka dni, a jako, że lubię pisać i będzie mi tego brakować to postaram się dopaść komputer na miejscu, w Londynie i coś mimo wszystko wrzucić, ale jeśli mi się nie uda to na te kilka dni wrzucam trzy propozycje filmowe, które zaliczam do pozycji koniecznych


CYRK MOTYLI - krótki, 30 minutowy film, motywujący do przenoszenia gór


NIETYKALNI - pewnie każdy oglądał, ale jeśli nie to jest to zdecydowanie jedna z koniecznych pozycji.

WIERNY OGRODNIK - o ideałach, za którymi podążamy i bezwarunkowej miłości do ludzi




P.S. Sama sobie życzę dobrego urlopu i mniej stresu.


Pozdrawiam, Niekończąca


niedziela, 23 marca 2014

PODRÓŻ = STRES?



Za 2 dni lecę do Londynu, czekałam na ten wyjazd bardzo długo, bo od mojego pierwszego pobytu tam minęło już kilka ładnych lat. Niestety im bliżej wyjazdu tym bardziej zaczynam panikować, bo zdecydowanie należę do grupy ludzi, którzy muszą wszystko wiedzieć, za co, za ile, jak, czy na pewno nie trzeba wcześniej kupić, zastanawiam się nawet czy bilety na pewno są na dobrą datę i czy na pewno dolecimy tam gdzie trzeba. Przecież zawsze może coś się stać po drodze na lotnisko i nie zdążymy na samolot, a mój wyczekiwany urlop pójdzie w dalekie zapomnienie. Po prostu milion rzeczy, które mogą się zdarzyć i coś jednak nie wyjdzie. Przy moim charakterze niestety nie ma znaczenia, czy jadę 200 km od Warszawy, czy wsiadam w samolot i zdecydowanie odbywam dłuższą podróż. Więc nawet małe jednodniowe podróże wywołują u mnie stres.
Przy okazji tego wyjazdu jak już po raz któryś pisałam do znajomego z jakimiś wątpliwościami to napisał w końcu, żeby mój stres i strach nie zabrały mi przyjemności płynących z tego wyjazdu, bo przestanę całkowicie się nim cieszyć. Mimo, że dalej się stresuję to stwierdziłam, że spróbuję podjąć kroki, które spowodują, że będę się mniej stresować.
1. Wejść w internet i sprawdzić informacje, które nas interesują, radzę tylko nie sprawdzać ich na forach, lepiej w jakichś artykułach, bo takie artykuły zdecydowanie są bardziej rzetelne. 
Jako, że jestem osobą, która zwraca uwagę na to ile wyda pieniędzy na wyjeździe sprawdzałam nawet ile kosztuje obiad na mieście czy kawa w Starbucks, i nie powiem, trochę mnie to uspokoiło.
2. Warto zrobić listę rzeczy, które trzeba zrobić przed wyjazdem, pranie, załatwienie jakichś spraw, opłacenie rachunków. Wtedy wasze przygotowania nie będą na ostatnią chwilę i będą o wiele spokojniejsze. Gwarantuję też, że głowa będzie spokojniejsza, nie będziecie przejmować się na wyjeździe zbędnymi rzeczami, których nie załatwiliście. Ja dodatkowo musiałam znaleźć opiekę dla mojego psa, ale w sumie nie było większych problemów, a to był dość duży czynnik stresogenny.
3. Zrób listę rzeczy, które są niezbędne. Jeśli jedziesz na dłużej niestety niż tydzień to pewnie przyda Ci się zwykły bagaż, ale wydaje mi się, że na wyjazdy do tygodnia czasu spokojnie jesteś w stanie spakować się w bagaż podręczny. Jedynym problemem jest to, że maszynki do golenia, zwykłych nożyczek do paznokci czy szamponów i żeli pod prysznic w zwykłych butelkach nie weźmiesz, ale istnieją w drogeriach właśnie wszystkie kosmetyki w wielkościach idealnych do bagażu podręcznego. Jeśli jedziesz na 5 dni to nie bierz 15 koszulek i 7 par spodni, po pierwsze zdecydowanie to zbyt duża ilość, po drugie przy 5 dniowym wyjeździe na pewno będziesz miał możliwość wyprać jakieś ciuchy, więc nie utrudniaj sobie podróżowania i nie dokładaj kilogramów, za które pamiętaj, ale trzeba dość słono płacić.
4. Staraj się nie pakować zaraz przed wyjazdem, warto przygotować rzeczy wcześniej, a na liście, którą zrobiłeś odhaczać co już spakowałeś, pójdzie wtedy wszystko sprawniej i szybciej.
Warto te listę wsadzić do walizki, bo przy pakowaniu w drugą stronę też ułatwi życie. Nawet nie wiem czy nie bardziej.
5. Jeśli nadal masz jakieś wątpliwości co do miejsca gdzie jedziecie, kosztów, stylu życia i tego jak i co powinieneś robić to od czego są znajomi.
Nie powiem, moi to w pewnym momencie chyba mieli mnie już dość, ale przynajmniej byłam spokojniejsza.


Ja dodałam sobie jeszcze jeden krok, posprzątanie mieszkania przed wyjazdem, niby więcej roboty jak i dużo jej jest, ale jak wrócę do Warszawy to nie wyobrażam sobie, że zaraz po urlopie będę musiała zakasać rękawy i sprzątać.


Wydaje mi się, że stosowanie się do tych kroków da trochę więcej przyjemności z podróżowania i zmniejszy stres.
Enjoy! Wszystkim podróżującym.

PS. Pamiętajcie, że jeśli należycie do tej grupy, która bardzo, ale to bardzo stresuje się wyjazdami i niestety daje popalić przy tym trochę swoim bliskim to przeproście ich, jeśli są bliscy to zrozumieją. :)




Pozdrawiam, Weronika

czwartek, 20 marca 2014

Jeśli jest Ci źle to kup (a raczej przygarnij) sobie psa

Każdemu z nas przytrafiają się dni, które są całkowicie nie tymi dniami. Dni, w które każde z nas niezależnie od ilości nieodebranych połączeń czy smsów czuje się samotnie, tak jakby był sam jak palec na świecie. Niezależnie czy obejrzymy dobry film, zjemy dobry obiad bądź spotkamy się z przyjacielem to i tak nastrój nam się nie zmieni.
Znalazłam świetny sposób na takie dni. 3 lata temu podjęłam wydaje mi się bardzo słuszną decyzję na stronie na Facebooku Psygarnij.pl - Nie kupuj przygarnij zobaczyłam zdjęcie a na zdjęciu to małe cudo:

i w sekundę podjęłam decyzję, że to musi być mój pies. Wtedy przygarnęłam do domu małą białą kulkę. Miałam kilka razy kryzys posiadania psa, ze względu na to, że jestem dość młodą osobą i nie powiem, pies czasem utrudnia podróże, czy zakłóca i jeszcze bardziej napina harmonogram dnia. Ale właśnie w taki dzień o jakim napisałam wyżej to jest najlepsze co może być w Twoim życiu. Moment kiedy na 3 minuty zostawiam psa pod sklepem, żeby wejść po papierosy i jak wychodzę ze sklepu a mój pies reaguje jakby co najmniej nie widział mnie 3 dni. Wtedy tak bardzo docenia się, że jest takie małe stworzenie, które uważa Cię za cały swój świat. Tak samo, wracam po męczącym dniu do domu a mój pies z impetem i entuzjazmem wita mnie zupełnie jakby nic go nie obchodziło, tylko to, że TEN człowiek jest już w domu.
Więc każdemu kto czasem miewa gorsze dni polecam przygarnięcie psa, o ile ma się taką możliwość.
Jeśli takiej możliwości się nie ma zawsze można znaleźć schronisko, w którym na pewno kilku rąk do pomocy będą bardzo potrzebować. To też da uczucie spełnienia, a gwarantuje, że psy w schronisku mają jeszcze więcej miłość do ofiarowania ludziom.

Zawsze będę się zgadzać ze stwierdzeniem, że pies najlepszym przyjacielem człowieka.
Od małej białek kulki na powyższym zdjęciu do takiego psiego okazu:

sobota, 15 marca 2014

Historia o odnalezieniu spokoju i odpuszczeniu sobie samemu win - NOMINACJE OSCAROWE



Zdecydowanie trochę po czasie piszę o filmach nominowanych do Oscarów. Wielkie bum już minęło, ale ja niestety dopiero teraz mam czas, żeby nadrobić zaległości. W tekście jest zawarta w dużej częściu fabuła filmu, więc jeśli nie chcesz dokładniej wiedzieć o czym jest to zachęcam do powrotu tutaj po obejrzeniu.

"Tajemnica Filomeny", scenariusz oparty na prawdziwej, szokującej historii. W głównej roli cudowna Judi Dench. 
Tytułową Filomenę poznajemy kiedy skrywana przez nią przez 50 lat tajemnica wychodzi na światło dzienne, przyznaje się ona swojej córce, że jak była nastoletnią dziewczyną zaszła w ciążę i urodziła nieślubne dziecko. Ze względu na hańbę, którą był seks przedmałżeński, została przez swojego ojca oddana pod "opiekę" sióstr zakonnych, które zmusiły ją do podpisania papierów zrzekających się praw do dziecka i pozwalających na adopcję. 
W filmie mamy do czynienia z dwiema zupełnie kontrastowymi osobowościami, z zupełnie innym podejściem do życia.
Martin Sixsmith - cyniczny karierowicz, który stracił pracę, w historii Filomeny widzi szansę na powrót do pracy i zrobienie świetnego artykułu. Filomena - która uważa przez całe swoje życie, że siostry zakonne robiły co było najbardziej odpowiednie, uważając, że wszystkie następstwa urodzenia nieślubnego dziecka to pokuta, w ogóle nie zauważa krzywdy jaką wyrządził jej Kościół. Dodatkowo ślepo wierzy w nieomylność sióstr, wierzy w każde słowo, które siostry próbują jej wmówić. W pewnym momencie filmu można zauważyć zdrową symbiozę, dwójka bohaterów dzięki sobie nawzajem uczy się zdrowszego podejścia do życia. Dziennikarz zaczyna patrzeć na sprawę jak na wielką krzywdę, która została wyrządzona Filomenie, przestaje sprawę traktować instrumentalnie, próbuje za wszelką cenę pokazać bohaterce, że to ona została w całej tej sytuacji skrzywdzona. Filomenie natomiast łatwiej zaakceptować, mimo nie akceptacji Kościoła, że syn, którego jej odebrano jest gejem. A sama siebie linczuje z każdym słowem za swoje grzechy. Martin mógł nauczyć się od Filomeny, drobnej kobiety, na dodatek o dość ograniczonym poglądzie, że największą siłą i bronią, której można użyć wobec osoby, która nas skrzywdziła nie jest walka a wybaczenie. Wybaczenie, które zdecydowanie więcej kosztuje, jest bardzo mocną próbą charakteru. Film nie kończy się tak jak widz by tego chciał, jest to przecież historia oparta na faktach. Koniec końców jest to film o znalezieniu wewnętrznego spokoju, zrozumieniu wielu spraw i w końcu odpuszczeniu samemu sobie win. Filomena podejmuje dzięki Martinowi decyzję o publikacji tej historii, mimo wcześniejszych wahań. W prawdziwym życiu, a nie na ekranie, podejmuje nawet działania i stwarza organizację, która ma umożliwić odnalezienie matkom dzieci zabranych siłą przez siostry zakonne i oddane do adopcji.

Film porusza dość kontrowersyjne tematy, pokazuje Kościół w zdecydowanie nie najlepszym świetle. Kościół ze swoją zaściankowością i nieomylnością, tylko jak się okazuje ta nieomylność jest tylko w pojęciu samego konserwatywnego kościoła. Zastanawia mnie fakt, że mimo publikacji takiej książki i ekranizacji filmu Kościół nigdy nie odpowiedział za swoje niezbyt chwalebne działania.
Mimo wszystko chyba zaczął się czas wyciągania brudów, które Kościół Katolicki przez czasy swojej świetności nazbierał. 

Film jest jednym z najlepszych jakie w ostatnim czasie oglądałam, polecam każdemu, urzekająca historia, mimo swojego tragizmu nie jest to smutny film. Jak dla mnie 9/10.




"Końcem naszych poszukiwań jest dotarcie do punktu wyjścia i poznanie tego miejsca po raz pierwszy." T.S. Elliot


Pozdrawiam, Weronika

czwartek, 13 marca 2014

nadmierne kontrolowanie prowadzi do utraty kontroli

Każdy z nas zna kogoś takiego kto jest w związku z osobą, która nadmiernie wszystko kontroluje albo zna kogoś do kogo w wieku 25 lat dzwoni mama i pyta czy np. założył czapkę, bo przecież bardzo zimno na dworze.

Niektórzy robią to z nudów, niektórzy z nadmiernej troski, są też przypadki niskiej samooceny i strachu przed utratą kogoś. Czasami zastanawiam się czy takie zachowania wynikają z tego, że niektórym wydaje się, że wszystko wiedzą lepiej czy też z egoizmu, że konkretnie musi być tak jak one tego chcą. Większość ludzi doświadcza chociaż jednej takiej relacji, w której się jest nadmiernie kontrolowanym. Czy to właśnie przez rodzica, dziewczynę/chłopaka czy nawet przyjaciela. 

Nadmierna kontrola w młodych latach ze strony rodzica powoduje, że młodzież robi jeszcze głupsze i gorsze, z perspektywy rodziców, rzeczy. Sama nie miałam w domu relacji opartej na kontroli, raczej na zaufaniu, i mogę powiedzieć, że patrząc przez pryzmat rodzica byłam grzecznym dzieckiem, bo mogłam w zasadzie wszystko. Zabranianie i stawianie bardzo sztywnych granic powoduje, że dziecko za wszelką cenę chce zrobić to czego nie może. 

Jak słyszę kolejny raz od kogoś ze znajomych, że nie może zrobić tego czy tamtego, bo ktoś mu zabrania to jest mi chyba trochę smutno, że ludzie dają sobie wchodzić tak na głowę.
Dziewczyny, które chcą na każdym kroku kontrolować swojego chłopaka, czy na pewno nie wyszedł z inną dziewczyną albo nie wolał iść z kolegami na piwo niż oglądać po raz setny tę samą komedię romantyczną same sobie strzelają gola. Taka nadmierna kontrola powoduje zwiększenie się dystansu, prowadzi do kłamstw i nieszczerych relacji. Jeśli natomiast, w tym przypadku, chłopak dostosowuje się do takiej kontroli to związek jak dla mnie zamienia się w toksyczną relację, bombę zegarową i wtedy trzeba uciekać gdzie pieprz rośnie.

Jeśli rodzic nadmiernie kontroluje swoje dziecko i robi wszystko za nie, żeby na pewno wszystko było dobrze zrobione całkowicie utrudnia życie dziecku. Później taka osoba próbuje sama żyć, funkcjonować i nagle okazuje się, że nie radzi sobie z najprostszymi rzeczami, bo przecież pralkę tak trudno uruchomić, czasem nawet ugotowanie parówek przekracza możliwości takiej osoby. Kiedyś sama zobaczyłam na własne oczy jak znajoma stanęła u mnie koło tostera i za chiny ludowe nie wiedziała jak go włączyć. Wtedy było to śmieszne, ale czasem zastanawiam się jak taki ktoś sobie poradzi w życiu. Jeśli nawet nie umie sobie zrobić jedzenia to jak przeżyje rozmowę kwalifikacyjną czy nawet załatwi jakąś sprawę w urzędzie. Taka nadmierna kontrola powoduje, że są "produkowani" ludzie całkowicie nieporadni życiowo. Przyzwyczajeni do tego, że inni robią coś za nich.




Najgorszą rzeczą w nadmiernej kontroli innych jest to, że dana osoba przestaje kontrolować sama siebie. Jeśli ktoś zbyt intensywnie dba o interes innych, bądź zbyt obsesyjne przejmuje się innymi zapomina o samym sobie. To raczej prowadzi do nerwicy czy jakiejś paranoi niż szczęśliwego życia.
Więc jeśli chociaż trochę ludzie chcą być szczęśliwi to muszą najpierw zacząć od kontroli samych siebie, innych niech zostawią w spokoju.



Pozdrawiam, Weronika



niedziela, 9 marca 2014

I TAK ZOSTANĘ MISTRZEM ROLKOWYM


Ostatnio dużą ilość osób dotyka problem "Co robić z wolnym czasem?".
Ja jako, że doszłam do wniosku, że koniec marnowania wolnych dni kupiłam rolki. Kiedyś jeździłam dużo, nie szło mi to najgorzej, myślałam wtedy, że złapałam bakcyla, niestety temat umarł. Chciałam kupić rolki, ale że typ rolek na które polowałam to nie były najtańsze modele to ciągle odkładałam to na dalszy plan, twierdząc, że są ważniejsze wydatki.
W końcu zamówiłam i przyszły rano w piątek. Nawet udało mi się kilka osób zainspirować do ponownego wskoczenia w rolki. Dzisiaj miałam pierwszy wolny dzień, więc wskoczyłam w rolki i poszłam (a raczej pojechałam) jeździć. 
Powiem nieskromnie, że nie szło mi to nawet tak źle. Na moim osiedlu jest dużo ścieżek rowerowych, więc stwierdziłam, że jako rolkarz też mogę z nich skorzystać, tak poza tematem stan ścieżek rowerowych woła o pomstę do nieba - tak dużo wybojów, a po zimie zdecydowanie powinny być akcje odpiaszczające ścieżki, bo przecież piasek jest zabójstwem dla łożysk.
Po dobrych 45 minutach jak zaczęłam się zdecydowanie pewniej czuć w moich butach z kółkami, rozpędziłam się i co? i zaliczyłam wywrotkę w pięknym stylu klasycznym. W pierwszym momencie pomyślałam "Mam to gdzieś, wracam do domu, skończyła się moja przygoda z rolkami!", ale natchnęło mnie, że kiedyś sobie z tym radziłam to i poradzę sobie teraz. Przerwa 6-letnia, kiepska nawierzchnia, po trzecie wybrałam wieczorną porę, kiedy słabo widać cokolwiek, więc jeden upadek nie może spowodować poddania się. Stwierdziłam nawet, że jak na takie okoliczności tylko jedna gleba to nawet dobrze.
 Przecież człowiek staje się mistrzem w danej dziedzinie przez treningi i ćwiczenia, nie da się osiągnąć mistrzostwa bez szlifowania jakichś umiejętności.

Wyszło to, że umiem przynajmniej bezboleśnie upadać, a to też przecież jakaś sztuka.
Wiecie, w jeździe na rolkach ważne są obie kwestie, to jak upadasz i to jak się podnosisz :D
Zakładam, że będę mistrzem rolkowym, ale wszystko w swoim czasie. 

NAJWAŻNIEJSZE, ŻEBY NIE OCZEKIWAĆ, ŻE WE WSZYSTKIM ZA CO SIĘ WEŹMIECIE BĘDZIECIE OD RAZU MISTRZAMI. 
Nie należy się bać próbować nowych rzeczy i nie należy się bać nie bycia we wszystkim najlepszym. 
Serio, przez takie nastawienie bardzo dużo naszych świetnych pomysłów nie jest realizowanych.
Ja teraz planuję wzięcie udziału w Nightskitingu w kwietniu, i zrobię wszystko, żeby mi się udało. Nawet jeśli nie przejadę całe trasy to przynajmniej spróbuję.

Rolki, które są na zdjęciu to model Powerslide - Vi Skates 84 Pure.  Bardzo polecam.
Mają wkładki formowane termicznie, więc idealnie dopasowują się do nogi, są mega lekkie i jak na razie nie odczuwam żadnych skutków ich użytkowania. 

Więc bierzcie rowery, rolki, wrotki.. i ruszajcie, przecież przedwiośnie to najlepsza pora, żeby zacząć sezon. Tylko nie zapomnijcie o czapkach, nadal pogoda może trochę dopiec (gorączką oczywiście).



pozdrawiam, ROLKARKA

środa, 5 marca 2014

Miej cele a nie marzenia!


Większość ludzi myli marzenia z celami, problem w tym, że marzeń samych w sobie nie realizujemy. 
Jeśli marzysz o zobaczeniu Wielkiego Kanionu to zacznij planować i organizować wszystko tak, żeby tak się stało. Przerób marzenie w cel, nadaj mu trochę realności. Określ dokładnie co Cię ogranicza, kiedy chcesz to zrobić, postaw sobie deadline. 



Np. Najpóźniej w 2016 roku na wakacjach jadę do Stanów i zobaczę Wielki Kanion.
Gwarantuje, że wszystko będzie łatwiejsze, bo realizowanie celu jest znacznie bardziej realne niż realizowanie marzeń. Określ orientacyjnie ile będzie Cię kosztować ten wyjazd i zacznij zbierać i dążyć do tego, żeby uzbierać taką sumę (pamiętaj, im wcześniej kupisz bilety lotnicze będzie taniej - na dodatek każdego roku na początku linie lotnicze mają bardzo ciekawe promocyjne oferty, łap okazje), mów realnie "Na wakacjach za dwa lata jadę do USA, zobaczyć Wielki Kanion." - zobaczysz, sam w to uwierzysz. I wiesz co? Wszystko naokoło będzie Cię tylko motywować do wyjazdu.

Często mam do czynienia z dziewczynami, które mówią, że chcą schudnąć, wyrobić sobie sylwetkę, zdrowo się odżywiać, ale niestety na mówieniu się kończy, bo po godzinie od wypowiedzenia tych wszystkich kwestii lecą na obiad do McDonald's. A ja mam wrażenie, że nie ma nic prostszego niż wzięcie się za siebie od dzisiaj. Żeby więcej  nie patrzeć na szczupłe dziewczyny i z założenia ich nienawidzić, tylko dlatego, że są szczupłe.
Bardzo długo odkładałam podróże, tatuaż, nawet głupie kupienie rolek. Wypowiadając się nagłymi wydatkami, brakiem czasu, pracą, nawet mój pies mi w realizacji marzeń przeszkadzał, ale w momencie kiedy obrałam wyżej wymienione rzeczy jako cel jakoś stało się wszystko łatwe i nie było problemu z realizacją. Okazało się, że jest wiele okazji, żeby podróże całkowicie nie wyczyściły mi portfela, a dużo moich znajomych bardzo chętnie zajmie się moim psem.



Zrób listę celów, która określi co chcesz zrobić w przeciągu 30 dni.
Zrób sobie listę celów, które chcesz zrobić do końca roku.
Nie zaszkodzi też zrobienie listy celów na 5 lat do przodu.

Oczywiście każdy opisz tak, żeby był jak najbardziej realny.
Jeśli jest to cel z listy do zrealizowania w przeciągu 5 lat może wyglądać np. tak: Najpóźniej do czerwca 2018 roku uzbieram 30 tysięcy i kupię sobie Mustanga z 1966r. albo np.: Jak skończę 27 lat będę miał piękny, duży dom z basenem.
Im bardziej będzie sprecyzowany cel tym łatwiej będzie go zrealizować.

Przestań myśleć w kategoriach "Kiedyś będę bogaty.", "Też może kiedyś będę miał taki samochód" albo "Zazdroszczę, on to ciągle gdzieś jeździ, też bym pojechał..."



ZACZNIJ PLANOWAĆ A NIE MARZYĆ.


Weranda

sobota, 1 marca 2014

Każdy z nas i tak wybierze własnego zdobywcę Oscara cz. 1


Świat wirtualny, który powoli zabiera nam nasze życia.
Nie dość, że ludzie są w każdym możliwym miejscu zastępowani przez systemy, przykładem są komputerowi kasjerzy, których można spotkać w niektórych restauracjach McDonald's albo kasy samoobsługowe w sklepach.
Postęp technologiczny utrudnia nam kontakty z ludźmi, przestajemy umieć rozmawiać z innymi, trochę jak analfabetyzm wtórny, tylko dotyczący kontaktów społecznych.
Zaczyna się od małego, elektroniczne nianie, które ograniczają kontakt z dzieckiem. Teraz przecież lepiej założyć dziecku aplikację "Gdzie jest dziecko?" niż zadzwonić i po prostu zapytać. Systemy prowokują do nie rozmawiania. A później wszyscy zastanawiają się czemu ludzie ograniczają kontakt do komunikatorów internetowych czy portali społecznościowych.

Film Spike Jonze'a opowiada o czasach, które moim zdaniem już w jakimś stopniu nastały, na ten moment jest to trochę przejaskrawione, ale kto wie, co się stanie za kilkanaście lat, może już nikt z nas nikomu nie będzie potrzebny, ważny będzie tylko mały przenośny komputerek, słuchawka i oczywiście dobry system ze sztuczną inteligencją. 
Film napawa obawami, refleksjami. Przecież ilu z nas całe dnie spędza przed komputerem, przeglądając bezsensowne strony z obrazkami, przecież w tym czasie też rozmawiamy z ludźmi, to, że przez jakiś komunikator czy portal nie ma znaczenia, interakcja zachodzi. Tylko czy na pewno chcemy dążyć do tego, żeby internet i inteligentne systemy zastąpiły ludzi.
Bohater, Theo, stawia relację z Samanthą, sztuczną inteligencją, wyżej niż relacje z prawdziwymi kobietami. Sam stwierdza w pewnym momencie przecież, że w całej relacji ze swoim komputerem najlepsze jest to, że związał się z wyobrażeniem, a przecież wyobrażenie nie ma wad. Nie do końca trzeba się przejmować potrzebami systemu. Może też dlatego Theo tak mocno związał się z Samanthą, nie dość, że system całkowicie dopasowywał się do jego potrzeb, a niestety od ludzi tego wymagać się nie da, a po drugie system był kształtowany przez niego, tylko i wyłącznie na jego potrzeby. Zainteresowania dopasowane do bohatera, spojrzenie na świat dopasowane do bohatera.
Wszystko czego Theo mógł chcieć. 



Fascynacja nowinkami technologicznymi jest zrozumiała, może ktoś stworzy w końcu tak doskonały system, który nie dość, że będzie Ci o wszystkim na bieżąco przypominał, taki osobowy organizer, będzie podzielał twoje zainteresowania i do wszystkiego będzie podchodził z takim samym zaangażowaniem, więc już przecież nigdy samotnie do kina nie pójdziesz i nie będziesz musiał sam chodzić na wieczorne spacery. System, który będzie substytutem spełnienia twoich potrzeb i pragnień. Tylko czy warto chcieć czegoś takiego za cenę kontaktu w drugim człowiekiem?



Film dobry, dopasowany do czasów, którymi rządzi internet. Scarlett Johansson ma niezwykle pociągający i urzekający głos, Joaquin Pheonix bardzo rzetelny w swojej roli. Nominacja piosenki "The Moon Song" jak najbardziej zrozumiała, ale na więcej nagród moim zdaniem film liczyć nie może.
8/10